ZLOT PMP – krótka opowiastka, aby przekonac do przyjazdu w przyszlym roku J
DZIEN PIERWSZY Ośrodek Słok pod Bełchatowem. 16.00. Kwiato_PMP i jego Ewcia_PMP (Pani, ktorej IMarcin wypominal pol soboty,ze 2 razy musial grac ze mna w grupie w PPMP) docierają jako pierwsi na miejsce. Bądź co bądź organizator. Mały obchod, pierwsze zdjecia widokow, w tym hitu zlotu, czyli kominow elektrownii, do ktorej mielismy raptem godzine kraulem i godzine czolgania się przez las. Zapas plynow wyskokowych w ilosci kartonu wódzi i dwoch skrzynek naszego Rogacza(jedna ode mnie gratis,aby wyroznic tych, którzy skusili się na przyjazd). Kilka minut przed 18 zjawia się reszta ekipy, która spedzi tu cale 2 doby, w skladzie Kornel_PMP i jego Malwinka_PMP(restrykcyjna przeciwniczka HT, która jednak przekonalismy do siebie), Castlevana_PMP i Kozik(lub jak kto woli Kazik). Cast znany i lubiany, Kazik ma się zarejestrowac w przeciagu najblizszych dni. Pierwsze usciski, calusy, gladzenia po plecach i nie tylko... Grill rozpalony, pora naszykowac kieliszki i szklaneczki do przepijania. Reszta mniej wazna, ale wspomne,ze na stole zagoscic miala pyszna kielbaska. Rozpoczelismy od Rogatego na ukojenie pragnienie,a nastepnie pigwówki(samogon Kornela, którego nazwe teraz napisalem,a za cholere wymowic wówczas nie moglem). Po pierwszych kieliszeczkach i przetraceniu ugrillowanej gietej wybieramy się na spacerek po osrodku. Molo, plaza i boisko, gdzie kolejnego dnia mialo dojsc do starcia gigantow sprawdzone. W miedzyczasie usta się nie zamykaly-rzecz jasna od rozmowy. Smiech, zarty do bolu i już wiedzielismy,ze zlot choc ledwo się zaczal będzie niezwykle udany. Wracamy do domku, nawiasem mowiac szczesliwy numer 7. Zasiadamy do stolu, spozywamy kolejne... kielbaski. No dobra kieliszki tez- tym razem już czysta ;) O czym mowilismy, kto to spamieta,ale było wesolo. Wtem jako zagorzali sportowcy, to nic, ze bierni postanawiamy zagrac w plazowke przed domkiem, gdzie mielismy spore pole plazowego piasku. Co się dzialo, zobaczcie na zdjeciach. Aha zapomnailem dodac, ze nasz pilka miala srednice około 6 cm. Niestety nie mielismy pompki, żeby napompowac flaka, którego przywiozlem w bagazniku. Wracamy z jezorami na wysokosci kolan do stolu, popijamy dalej gorzaleczke, ale sportu nam malo,wiec wspomnianym falakiem gramy w... rugby wszyscy na wszystkich ;) Kondycja na pozomie nedznym niestety zmusila nas szybko do powrotu za stol. Po wypiciu, ktorejs tam kolejki wznosimy toast za Slavcia, który to dnia kolejnego miał stanac na slubnym kobiercu. Toast sprawil, ze postanowilismy do niego zadzwonic, a nastepnie do kazdego do kogo mielismy numer.(Slavcio, Smoku, Chemik, Alvred, Safar, Marcin156,Praqol) Przepraszamy z calego PMP-owskiego serca tych, których zbudzilismy, odciagnelismy od stygnacej kobiety (Alvred) czy tez do których nie mielismy numeru ;) Rozmowy przednie, chyba każdy już wtedy zalowal,ze nie może go być z nami. Piatkowa impreza zakonczona porzadnym upojeniem, a może ukojeniem, co widac także na zdjeciach około godziny 2.30, wlasciwie już tylko przeze mnie i Casta, bo chcielismy się dobic, a i tak nie dalo rady ;)
DZIEN DRUGI Budzimy się. Zyjemy. Dzieki Ci Boze(smoku nie o Tobie mowa). Szybkie sniadanko, szybkie piwko. Dzis oficjalna czesc zlotu, wiec wszytsko na szybko ;) Aby uatrakcyjnic czas przed wyjazdem do Belchatowa po zakupy i Praqola, który miał tam dojechac, idziemy na rowerki wodne. Aby slonca nas nie spalilo oraz utrzymac forme podniesiona poprzedniego dnia do poziomu solidnego zabieramy na ochlode po 2 Rogacze. Slonce jednak okazalo się tak niemile dla nas, ze postanowilismy wskoczyc z Castem i Kozikiem do wody. Przy okazji nasz kondycja skoczyla na kiepska ;) Kozika niestety, któremu specjalka atletyczny jest obca wiatr 3 razy zdmuchnal z rowerka ;) Po oporoznieniu brazowych flaszeczek z zielona naklejka dobilismy do przystanii. Ruszamy do Belchatowa w celu przejecia Praqola i zakupu stu kilo kielbasek ;) Dzieki Bogu(Smoku to znowu nie o Tobie) Praqola, który wysiedzial się na przystanku(ponoc się spoznilismy, a Malwinka przeciez jechala tak brawurowo,ze musialem się trzymac kolana Casta) nie dopadli w celu pieszczot belchatowscy menele, a Carrefour miał odpowiedni zapas giętej. Wizyta w sklepie okazala się bardzo przyjemna. Pani, która akurat trafila na nas przy wyborze pilek, zabrala ja na zaplecze i napompowala. Gdziekolwiek by była pozadrawiamy Pania Ewe ;) Nastepnie na dzale wedlin urocza hostessa przekonala nas do zakupu swietnej rolady. Pania Marte tez pozdrawiamy ;) Panie które sprzedawaly kielabski i kaszanki były nie mniej mile, podobnie Pani z dzialu Finanse. W zwiazku tym osobiscie postanowilem napisac w punkcie informacyjnym cztery pochwaly skierowane do kierownika sklepu dla wspomnianych Pan ;) Po powrocie we wzmocnionym skladzie siegnelismy do zielonej skrzynki, po czym udalismy się tym razem na przejazdzke Bananem (ponton w krztalcie banana, który ciagnela motorowka). O ile 30 zl za 10 min wydane przez Kornela, Malwine i Praqola okazaly się slusznie wydane, bo oplyneli caly zalew, o tyle ja, Cast i Kozik mielismy spory problem. Po przeplynieciu 300 metrow lezelismy już w wodzie,ale szybko wskoczylismy spoworoten na banana. Niestety po kolejnych 200 metrach i kolejnym kaczkowaniu po wodzie(bo z Castem swoim brzuchami odbijalismy się po wodzie jak kamienie) nie moglismy wejsc na banana przez jakies 5 min. Jak jeden wszedl, to drugi niechcacy go zrzucal. Jak probowalismy na raz, to banan przewracal się na bok. Zle wywazony był po prostu i tyle. Chcielismy pisac reklamacje po powrocie,ale Kornel nas przekonal,ze to chyba jednak nie była wina wywazenia banana ;) Po katorgach nasza kondycja spadla do nedznej, a my spadlismy z banana chyba jeszcze 3 razy. Za to nasza przejazdzka trwala chyba 20 min ;) Wracamy do domku, gasimy pragnienie, forma rosnie do znakomitej przed przyjazdem kolejnej grupy PMP. Kolo 17 zjawia się Alvred, IMarcin[jak mi pozniej wyjasnil, to nie IMarcin,ale Pierwszy Marcin (I = rzymska jedynka ;)) ], Bandyta(Sova), Zarzeczny i Domelek. Radosci niemilosierna,a powitaniom nie było widac konca ;) Szybkie piwko i szykujemy się na mecz. Cala ekipa PMP miala morale W siodmym niebie. Idziemy na Estadio PMP w Słoku ;) Po krotkiej konsultacji ustalamy,ze grami Świętokrzyskie kontra Reszta Świata. Sedziego brak, za to 2 kibicki J Poczatkowo mielismy grac 2x 15 min,ale okazalo się,ze wszyscy sa jednak solid/solid i w koncu gralismy po ponad 30 min polowa. W przerwie piwo(kto miał ten pil) i palacze obowiazkowo fajeczka. Twardy mecz, duzo kopania, zwlaszcza przepraszam IMarcina ;) Niestety okazalo się,ze jestem złośliwy, z charakterem i kontrowersyjny. Wynik ostateczny 13-8 dla Reszty Swiata. Strzelil chyba każdy choc po jednej bramce. Co najbardziej się rzucilo w oczy, wiekszosc zawodnikow w obu druzynach mialo specjalke Okragly Atleta, a jedynie Praqol szybki, witalny, nieprzewidywalny w jednym ;) Wynik oraz zmeczenie jednak był niewazne i tak każdy był zadowolony jak dziecko. Wracamy do domku. Siadamy przy goracej herbacie i kanapkach z dzemem. Ehhh... Chyba cos pomylilem oczywiście rozpalamy grilla, rzucamy na ruszt kiebaski i kaszanke, a na stole niewiadomo skad pojawiaja się spore ilosci piwa i wodki. Manna z nieba czy co? Nie!! Federacja Przyszlych Mistrzow Polski rozpoczyna wspolna impreze i teraz możemy oglosic,ze odbywa I OFICJALNY ZLOT PMP. Zapelniamy brzuchy grillowanymi przysmakami, nad którymi czuwaly Ewcia i Malwina- nasze niezrzeszone brzoskwinki. Kto wolal piwko, pil piwko, kto wódzie, pil wódzie. Jezyki się rozwiazaly, tematy od HT po rozmiar buta i nasz wiek. Dzieki s]naszemu spotkaniu dowiedzielismy się w koncu co Cast przezyl na Ukrainie. Jego historia i przejecie z jakim ja opowiadal zwalila wszytskich z nog, a wszyscy chyba zgodnie możemy stwierdzic ,ze polska policja przy ukrainskiej milicji to banda wystraszonych harcerzy. Kilku z nas wyjasnilo pochodzenie nickow. Omowilismy wyniki PPMP , sklady swoich druzyn, swoje osiagniecia oraz porazki i wiele innych watkow zwiazanych z HT i naszym PMP. Kilka motywów, które utwkily w pamieci to,ze Alvred o malo nie wywolal konfliktu miedzynarodowego,a swoja fujarka i siakniem za drzewem zagral gwiazde porno. Co do pierwszej sytuacji –podjechala nagle stara Skoda i wysiedli z niej dlugowlosy Slowak kurdupel i Morawiec podobny do Rooneya. Cast podszedl do niego i poprosil o autograf. Gdy ten oznajmil,ze nie jest Rooneyem, Cast zamsucony wrocil do stolu i walil dalej gorzale, czym sprawil,ze ostatecznie miał chyba najwiecej promili ;) Alvred z kolei zaczal dyskutowac lamanym ruskim, czeskim i niewiadomo czym jeszcze ze Slowakiem. Dyskusja prawie polozyla wszystkich na glebe. Krotki filmik w drugim pakiecie ze zdjeciami J. Niestety jak powiedzialem sytaucja zrobila się w pewnym momencie napieta jak baranie jadra i goscie odjechali rozdraznieni przez gospodarzy z Polski. My jednak zasiedlismy spowrotem do stolu i degustowalismy dalej nasze polskie wyroby alkoholowe. Niestey około godziny 00.30 ekipa ze Swietokrzyskiego musiala nas opuscic. Placz i lament ukoilismy radosnymi okrzykami PMP to jest potega, PMP najlepsze jest, PMP trzeba szanowac. Pozegnalismy się goraco, obiecujac,ze I Zlot choc bardzo udany, przy kolejnych spotkaniach i tak będzie tylko skromnym zlocikiem ;) Po powrocie do domku rozzalenie po odjezdzie kompanow utopilismy w wodeczce, która spozywalismy do prawie 3 w nocy. Wykonczeni, choc dumni z tego, ze w koncu taka duza i aktywna spolecznosc jak PMP się spotkala polozyli cielska do lozek.
DZIEN TRZECI Obudzil mnie sms. Praqol z pietra napisal: Kwiato przynies mi piwo na gore, bo mnie cos suszy. Pan Prezes Wasz unizony sluga zwlokl kuper z lozka i idzie do zielonej skrzynki, a tam pusto jak na polkach w PRLu. Smutek w sercu, bo nie dam czlonkom tego czego pragna z rana,ale coz zrobic. Gdy wszyscy wylegli z wyrek, Kornel pojechal do sklepu po buteleczki zlocistego Rogacza, a ja zabralem się wraz z Ewcia za przygotowanie obiecanej jajecznicy. Po sniadanku, niestety zabralismy się za sprzatanie, bo domek musielismy opuscic o 12, co dzieki urokowi osobistemu w rozmowie z paniami sprzatajacymi udalo nam się przedluzyc do 13. Na wygnaniu, bez domku spedzilismy i tak caly dzionek w osrodku, bo nikt do jazdy nie był gotowy ;) Najpierw plaza, a w sumie molo, gdzie się rozlozylismy. Niestety nikt nie ial sily wchodzic do wody. Tu mialo miejsce najbardziej hardcore’owe zajscie na zlocie. Glupi pomysl wpadl do mojej glowy. Cast choc przejdziemy się po caly molo i plazy za reke ;) Cast na to jak na lato,wiec do dziela. Reszta ekipy zebrala wszytskie rzeczi z dala nas obserwowala. Z kocem pod pacha i splecionymi rekoma i rzucaniem hasel jakie piekne chmurki nad nami przemaszerowalismy przez molo, czym wzbudzilismy ogromna sensacje. Smiechu nie moglismy powstrzymac,ale ludzie po prostu mysleli,ze tak się cieszymy wspolnymi chwilami. Apogeum gdy na srodku plazy mowie do Casta : Grzesiu sciagnij mi klapki, pochlapiemy się woda. Casy rzucil mi się do stop, zdjal klapki i wskoczylismy przy brzegu do wody i z chimerycznym smiechem zaczelismy się polewac woda ;) Po wszytskim podalismy sobie lapki i zeszlismy z plazy do reszty, którzy plakali ze smiechu. Akcja zlotu J Dzien bez sportu bylby stracony,wiec pilka pod pache i na boisko. Kozik kontuzjowany bo dzien wczesniej wraz z Castem spadli z lozka, stal na bramce, a Prezes i Viceprezes wyzwali Praqola i Casta na pojedynek. Rownie twardy mecz, co dzien wczesniej zakonczony zwyciestwem wladz 10-8. Wykonczeni gra praktycznie w samo poludnie wrocilismy do samochodow. Na wyganiu bez domkow wszyscy glodni urzadzilismy sobie piknik na masce Kornela autka ;) Zblizal się czas rozstania,ale postanowilismy na godzinke skoczyc jeszcze na bilarda. Gra szla rzesko, choc wszyscy byli jak rozjechani przez tira. Około godziny 18.30 wyjechalismy z terenu Sloku, na najblizszym parkingu zatrzymalismy się na pozegnalnego papierosa. Zgodnie stwierdzilismy,ze Zlot udal się w 100 procentach,a kolejne będą na pewno jeszcze lepsze. Ostatnie podanie dloni i każdy ruszyl w swoja strone... Ale każdy wiedzial tez,ze za rok...
|